Czcigodni i drodzy Bracia i Siostry! Arcybiskupie Marianie —
spadkobierco apostolskiego dziedzictwa błogosławionego Jakuba
Strzemię!
. Z wielkim wzruszeniem staję w ten niedzielny czerwcowy wieczór w progach
prokatedry w Lubaczowie! Wzruszenie to pochodzi również z motywów
osobistych — i pozwólcie, że naprzód temu dam wyraz.
Po raz pierwszy byłem tutaj w dniu 15 września 1958 r.,
uczestnicząc w srebrnym jubileuszu sakry śp. arcybiskupa Eugeniusza
Baziaka, metropolity lwowskiego. W ostatnich miesiącach II wojny
światowej ksiądz arcybiskup przejął sukcesję metropolitalnego
Kościoła we Lwowie po zmarłym swoim poprzedniku, arcybiskupie
Bolesławie Twardowskim.
Przejął sukcesję nad wyraz trudną, wypadałoby rzec: dramatyczną.
Tak. Jego biskupie posługiwanie Boża Opatrzność wpisała w wielki
dziejowy dramat. Czyż nie było takim dramatem to, co nastąpiło
w wyniku decyzji jałtańskich? Czyż nie był takim dramatem dla
pasterza przymus opuszczenia starożytnej stolicy metropolitów
łacińskich, czcigodnej lwowskiej katedry i tylu wspaniałych świątyń
tego miasta oraz całej archidiecezji?
Pamiętam, że kiedy świętowaliśmy w Lubaczowie
dwudziestopięciolecie jego biskupiej sakry, arcybiskup związał całe
swe biskupie itinerarium z liturgiczną tajemnicą dnia: 15
września — święto Matki Bożej Bolesnej, Maryi stojącej pod krzyżem
swego Syna. I święto biskupa, któremu wypadło stanąć pod krzyżem
swego Kościoła. Ja sam zaciągnąłem wobec metropolity lwowskiego olbrzymi dług.
Dane mi było w dwa tygodnie po owym spotkaniu w lubaczowskiej
prokatedrze przyjąć z jego rąk święcenia biskupie w katedrze na
Wawelu, aby jako biskup wspomagać pasterską posługą arcybiskupa
Eugeniusza aż do jego śmierci w czerwcu 1962 r.
Ja sam zaciągnąłem wobec metropolity lwowskiego olbrzymi dług.
Dane mi było w dwa tygodnie po owym spotkaniu w lubaczowskiej
prokatedrze przyjąć z jego rąk święcenia biskupie w katedrze na
Wawelu, aby jako biskup wspomagać pasterską posługą arcybiskupa
Eugeniusza aż do jego śmierci w czerwcu 1962 r.
2. To
wspominanie każe nam iść ku samym początkom chrześcijaństwa i Kościoła na
tych ziemiach, które zgodnie z historyczną tradycją przywykliśmy nazywać
Grodami Czerwieńskimi.
Druga nazwa to ziemia halicka od miasta Halicz, które — wcześniej jeszcze
niż Lwów — było tutaj ośrodkiem w znaczeniu politycznym oraz kościelnym.
Kiedy król Kazimierz Wielki ustanawiał na tych ziemiach biskupstwo
łacińskie, które później z Halicza zostało przeniesione do Lwowa, istniało
tu już biskupstwo rytu bizantyńsko-słowiańskiego związane z metropolią
kijowską. Tak więc od samego początku znajdujemy się na obszarze spotkania
dwóch tradycji chrześcijańskich i dwóch kultur: bizantyńskiej, związanej
z Rusią, i łacińskiej, związanej z Polską, naprzód jeszcze piastowską,
później jagiellońską. To, co rozwinęło się z kolei w Rzeczpospolitą wielu
narodów, ma właśnie w metropolii lwowskiej swój punkt odniesienia,
podobnie jak historyczne dziedzictwo Piastów miało swój punkt odniesienia
w metropolii gnieźnieńskiej.
3. Trudno przecenić znaczenie tego „drugiego początku” w dziejach —
zarówno pod względem politycznym, narodowo-społecznym, jak
i kościelnym. Tutaj rozpoczęło się pisanie jakiegoś wielkiego
rozdziału historii naszych narodów, a także dziejów chrześcijaństwa,
które — zwłaszcza po chrzcie Litwy — w tych narodach zostało trwale
zakorzenione.
Nie można też zapominać, że na przestrzeni wielu wieków dzieje te
były naznaczone porozumieniem, przymierzem i unią, współdziałaniem
i współtworzeniem — przy całej odrębności tych przecież
zróżnicowanych członków wielkiej Rzeczypospolitej. Wspólnym
dorobkiem wszystkich — pomimo feudalnych struktur państwa
i społeczeństwa — był duch tolerancji i wolności wewnętrznej.
W epoce, kiedy na Zachodzie napięcia religijne związane z okresem
Reformacji prowadziły do długotrwałych konfliktów, w tym
wielonarodowym i wielowyznaniowym organizmie pozostały w mocy
słowa ostatniego Jagiellona: „Nie jestem panem waszych sumień”.
To wszystko trzeba mieć przed oczyma także i w wieku XX, także i
w perspektywie trzeciego tysiąclecia po Chrystusie.
Chodzi tu bowiem o wartości, które muszą przetrwać w życiu
każdego z narodów dawnej Rzeczypospolitej — również i teraz, gdy
zmierzają one (za wschodnią granicą współczesnej Polski) do odbudowy
swych własnych autonomii i suwerenności. Nie możemy zapomnieć, że te
wartości i zasady były kiedyś wspólnie tworzone. Stanowią więc dla
każdego z naszych narodów dorobek i własność równocześnie rodzimą,
własną, a przecież wspólną.
Tu, na tym miejscu, trzeba w sposób szczególny prosić Pana dziejów
przez pośrednictwo świętych patronów Polski, Litwy i Rusi, aby to
dobro, które łączy, zawsze okazywało się mocniejsze od wszystkiego,
co w ciągu dziejów, a zwłaszcza w czasach ostatnich, różniło
i dzieliło — czasem aż do przelewu krwi. I niech na to wszystko — na
całą naszą teraźniejszość i przyszłość — nadal patrzą macierzyńskie
oczy Maryi z Jej starożytnego obrazu w katedrze lwowskiej, gdzie
król Jan Kazimierz po doświadczeniach „potopu” składał swe
historyczne śluby w 1656 r
4. Tak. Ogromna jest wymowa tej lubaczowskiej prokatedry.
Znaczenie jej jeszcze powiększył fakt, że w ostatnich miesiącach
roku ubiegłego zostały tutaj złożone doczesne szczątki śp. kardynała
Władysława Rubina.
To inny jeszcze wymiar symbolu, który kryje w sobie ta świątynia.
Zmarły w Rzymie po długiej i uciążliwej chorobie kardynał wrócił na
miejsce, z którego rozpoczęła się jego życiowa wędrówka w czasie
drugiej wojny światowej. Rozpoczął ją jako jeden z tylu rodaków
deportowanych w głąb Związku Radzieckiego, by z kolei wraz z armią
generała Andersa wyruszyć na Zachód. Droga powołania kapłańskiego,
zapoczątkowana we Lwowie, dojrzała w Libanie, aby przygotować
przyszłego biskupa Polaków na emigracji oraz pierwszego sekretarza
generalnego Synodu Biskupów i w pewnym sensie organizatora tej
doniosłej instytucji Kościoła po Soborze Watykańskim II.
Oto inny wymiar symbolu, który tutaj musi się zarysować.
I dobrze, iż ten człowiek — symbol Polski walczącej i cierpiącej,
Polski rozproszonej po świecie, a równocześnie symbol wkładu
i uczestnictwa Polski w dziele współczesnej odnowy Kościoła
i chrześcijaństwa — dobrze, że ten symbol związał się z lubaczowską
prokatedrą.
5. „O Boże, rozważamy Twoją łaskawość we wnętrzu Twojej świątyni.
Jak imię Twe, Boże, tak i chwała Twoja sięga po krańce ziemi.
Prawica Twoja pełna jest sprawiedliwości. (...) Obchodźcie Syjon
dokoła, policzcie jego baszty (...) by opowiedzieć przyszłym
pokoleniom, że Bóg jest naszym Bogiem na wieki” (Ps 48 [47], 10-11.
13-15).
Homilia w
czasie Mszy świętej
Lubaczów, 3 czerwca 1991
1.
„Tyś wielką chlubą naszego narodu”
(por. Jdt 15, 9).
Słowa te
odzywają się z jasnogórskiego Szczytu w dniu patronalnego święta Królowej
Polski.
„Tyś jest otuchą naszego narodu” — tak śpiewaliśmy dzisiaj. Słowa te
idą w parze z modlitwą wypowiadaną przez tyle pokoleń w ojczystym języku:
„Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między
niewiastami”, Bogarodzico.
W naszych dziejach doznawaliśmy wielokrotnie szczególnej macierzyńskiej
opieki Matki Chrystusa. Kazimierz Odnowiciel wzywa Bogarodzicę i odzyskuje
utracone dziedzictwo. Łokietek w Wiślicy słyszy słowa: „Wstań, ufaj,
zwyciężysz” — tymi słowy Matka Boża umacnia króla, który wyprowadził kraj
z dzielnicowego rozbicia. Przełomowe w dziejach zwycięstwa — od Legnicy po
Chocim i Wiedeń, a w naszym stuleciu rok 1920 — wszystkie wiązaliśmy ze
wstawiennictwem Bogarodzicy. A w szczególności to zdumiewające zwycięstwo
jasnogórskiego klasztoru-warowni w 1655 r.
Stamtąd też, z jasnogórskiego Szczytu, płyną w patronalne święto Królowej
Polski słowa tego biblijnego wezwania: „Tyś wielką chlubą naszego
narodu”
2. Kiedy —
w kilka miesięcy po obronie Jasnej Góry — król Jan Kazimierz oddawał całe
swe wielonarodowe dziedzictwo Bogarodzicy jako Królowej — wówczas
dokonywały się szczególne zaślubiny.
Były to zaślubiny Bożej Mądrości, która w sposób proroczy mówi o sobie
słowami Księgi Syracydesa: „Wyszłam z ust Najwyższego i niby mgła okryłam
ziemię” (24, 3): oto wymiar przedwiecznej Mądrości. A potem ten wymiar
znajduje sobie mieszkanie w dziejach człowieka: „W Jakubie rozbij namiot
(...), w Izraelu obejmij dziedzictwo” (Syr 24, 5). I oto Mądrość
„zapuszcza korzenie w sławnym narodzie, w posiadłości Pana, w Jego
dziedzictwie” (por. Syr 24, 13), aby stać się pokarmem i napojem ludzi:
„Którzy mnie spożywają, dalej łaknąć będą, a którzy mnie piją, nadal będą
pragnąć” (Syr 24, 21).
Król Jan Kazimierz, klęcząc w katedrze lwowskiej przed obrazem Matki Bożej
Łaskawej, przyłącza się do wielu pokoleń tych, którzy łakną i pragną Bożej
Mądrości — dla siebie, dla swego królestwa, dla ludów, wśród których
z Bożej Opatrzności przyszło mu sprawować władzę królewską w czasach
szczególnie trudnych.
3. Zaślubiny
Bożej Mądrości, która jest Słowem Przedwiecznym, znajdują swój
ewangeliczny wyraz w Kanie Galilejskiej. Słowo stało się Ciałem, rodząc
się z Maryi Dziewicy za sprawą Ducha Świętego. Tajemnica Wcielenia
Słowa jest tajemnicą zaślubin Bóstwa z człowieczeństwem. Jako człowiek,
Syn Boży — Jezus z Nazaretu zostaje zaproszony na gody weselne wraz ze swą
Matką i uczniami.
To, co w ciągu dziejów miało znaleźć wyraz na naszych ziemiach, pozwala
nam się rozpoznać już tam, już w Kanie Galilejskiej.
Maryja, która tyle razy w ciągu dziejów mówiła Chrystusowi o różnych
potrzebach ludzi i ludów, powiedziała o tym po raz pierwszy w Kanie, gdy
gospodarzom wesela zabrakło wina: „Nie mają już wina” (J 2, 3).
Jakże błaha może wydać się ta potrzeba w porównaniu z innymi. Przyjmijmy
ją jednak jako pierwowzór dla wszystkich potrzeb człowieka, narodów,
ludzkości. Matka Chrystusa staje pośrodku między każdą z tych potrzeb
a Chrystusem, Synem Bożym, Słowem Przedwiecznym i Mądrością, która
zaślubiła dzieje człowieka. I pragnie w nich działać
4. U stóp
Bogarodzicy we lwowskiej katedrze król Jan Kazimierz myślał o potrzebach
swego królestwa, o niebezpieczeństwach, które mu groziły. Nosił je
wszystkie w swym królewskim sercu. Doświadczył ich, gdy podczas
szwedzkiego najazdu musiał opuszczać kraj i szukać schronienia na Śląsku.
Czuł jednak, że miara potrzeb jest większa jeszcze, że sięga głębiej, że
zagrożenie płynie nie od zewnątrz tylko, ale od wewnątrz. Dał temu wyraz
ślubując, gdy mówił: „Przyrzekam (...) i ślubuję, że po nastaniu pokoju
wraz ze wszystkimi stanami wszelkich będę używał środków, aby lud
królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić”.
Oto pierwszy zarys programu społecznej odnowy, który będzie narastał
z pokolenia na pokolenie — aż do naszego stulecia.
Dobrze się przeto stało, że te śluby królewskie z katedry lwowskiej
w różnych momentach dziejów były odnawiane i aktualizowane. Z nich
zrodziło się w naszym stuleciu ślubowanie milenijne, związane
z tysiącleciem chrztu Polski.
5. Tutaj
wchodzimy już w dzieje naszego pokolenia. Co jest tą potrzebą największą,
którą ośmielilibyśmy się niepokoić matczyne Serce Bogarodzicy? Jest
zapewne wiele tych potrzeb, ale dotknijmy tej, która wśród nich wydaje się
najistotniejsza. Łączy się ona z podstawową hierarchią wartości: dla
człowieka, dla ludzkich wspólnot, narodów i społeczeństw ważniejszym jest
„być” niż „mieć”. Ważniejszym jest, kim się jest, niż to, ile się posiada.
Bóg tak nas stworzył, że potrzebujemy różnych rzeczy.
Są nam one niezbędne do zaspokojenia naszych potrzeb elementarnych, ale
również do tego, żebyśmy umieli dzielić się nimi wzajemnie, oraz żebyśmy
z ich pomocą budowali przestrzeń naszego ludzkiego „być”. Ojciec nasz
niebieski dobrze wie o tym, że potrzebujemy różnych rzeczy materialnych.
Ale umiejmy ich szukać i używać zgodnie z Jego wolą. Wartości, które można
„mieć”, nigdy nie powinny stać się naszym celem ostatecznym.
Po to Ojciec nasz
niebieski obdarza nas nimi, aby nam pomagały coraz pełniej „być”.
Dlatego przed błędem
postaw konsumpcjonistycznych należy przestrzegać również społeczeństwa
biedne. Nigdy nie trzeba w taki sposób dążyć do dóbr materialnych ani
w taki sposób ich używać, jak gdyby były one celem same w sobie. Toteż
reformie gospodarczej, jaka się dokonuje w naszej Ojczyźnie, powinien
towarzyszyć wzrost zmysłu społecznego, coraz bardziej powszechna troska
o dobro wspólne, zauważanie ludzi najbiedniejszych i najbardziej
potrzebujących, a również życzliwość dla cudzoziemców, którzy przyjeżdżają
tutaj w poszukiwaniu chleba. Zwłaszcza dzisiaj, w okresie reformy
gospodarczej, wsłuchujmy się uważnie w słowa Chrystusa Pana: „Nie
troszczcie się zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? Co będziemy pić?
Czym będziemy się przyodziewać? (...) Przecież Ojciec wasz niebieski wie,
że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga
i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 31-33).
Czy jednak nie zostaliśmy zdominowani przez to, co jest — mimo wszystko —
mniej ważne? Czy to nie dawało i nie daje nadal znać o sobie? Jakiego
potrzebujemy wysiłku, ażeby odnaleźć w tej dziedzinie właściwe proporcje?
6. W Kanie
Galilejskiej Matka Chrystusa mówi do sług weselnych: „Zróbcie wszystko,
cokolwiek [On] wam powie” (J 2, 5).
Wielką potrzebą naszych czasów jest przypominanie tego, co mówi Bóg:
przyjmowanie na nowo tego, czego uczy Chrystus: „Zróbcie wszystko,
cokolwiek [On, Chrystus] wam powie”.
Dlatego podczas tej pielgrzymki wracamy stale do Dekalogu. Kiedy Bóg mówi:
„Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”, słowo Jego nie tylko dotyczy
jednego dnia w tygodniu. Dotyczy ono całego charakteru naszego życia.
W tym naszym ludzkim życiu nieodzowny jest wymiar świętości. Jest on
nieodzowny dla człowieka, ażeby bardziej „był” — ażeby pełniej realizował
swe człowieczeństwo. I nieodzowny jest dla narodów i społeczeństw.
Wiara i szukanie świętości jest sprawą prywatną tylko w tym sensie, że
nikt nie zastąpi człowieka w jego osobistym spotkaniu z Bogiem, że nie da
się szukać i znajdować Boga inaczej niż w prawdziwej wewnętrznej wolności.
Ale Bóg nam powiada: „Bądźcie świętymi, ponieważ Ja sam jestem święty!”
(Kpł 11, 44). On chce swoją świętością ogarnąć nie tylko
poszczególnego człowieka, ale również całe rodziny i inne ludzkie
wspólnoty, również całe narody i społeczeństwa.
Dlatego postulat neutralności światopoglądowej jest słuszny głównie w tym
zakresie, że państwo powinno chronić wolność sumienia i wyznania
wszystkich swoich obywateli, niezależnie od tego, jaką religię lub
światopogląd oni wyznają. Ale postulat, ażeby do życia społecznego
i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest
postulatem ateizowania państwa i życia społecznego i niewiele ma wspólnego
ze światopoglądową neutralnością.
Potrzeba wiele wzajemnej życzliwości i dobrej woli, ażeby się dopracować
takich form obecności tego, co święte w życiu społecznym i państwowym,
które nikogo nie będą raniły i nikogo nie uczynią obcym we własnej
ojczyźnie, a tego niestety doświadczaliśmy przez kilkadziesiąt ostatnich
lat. Doświadczyliśmy tego wielkiego, katolickiego getta, getta na miarę
narodu. Zarazem więc my, katolicy, prosimy o wzięcie pod uwagę naszego
punktu widzenia: że bardzo wielu spośród nas czułoby się nieswojo
w państwie, z którego struktur wyrzucono by Boga, a to pod pozorem
światopoglądowej neutralności.
Ksiądz prymas tak oto mówił na ten temat w uroczystość św. Stanisława tego
roku: „W okresie przemian ustrojowych stajemy przed zadaniem nowego
i poważnego ułożenia stosunków między Kościołem a państwem. Zakłada to
szereg sformułowań nowych i postanowień oryginalnych, takich, które
odpowiadają stanowi liczbowemu wierzących i poziomowi życia religijnego.
Wymaga to obustronnego wysiłku i pokornego szukania prawdy. Niekiedy
zauważa się jakby chęć do łatwego i mechanicznego naśladowania, z jednej
strony — wzorów Zachodu, a z drugiej strony — do przyjmowania pewnych
form, które były stosowane w epoce totalitaryzmu” (Kraków, 12 V 1991 r.).
Trzecie przykazanie Boże domaga się jeszcze przypomnień zupełnie
elementarnych. Spodobało się Przedwiecznemu Ojcu uczynić Pośrednikiem
naszego zbawienia swojego Jednorodzonego Syna, który dla nas stał się
człowiekiem. Dlatego niedziela, dzień Jego zmartwychwstania, jest dla nas,
którzy uwierzyliśmy w Chrystusa, dniem szczególnie świętym. W dniu tym
gromadzimy się wszyscy wokół ołtarza, ażeby zaczerpnąć ze świętości
Chrystusa i ażeby cały nasz tydzień uczynić świętym. Tutaj, podczas Mszy
św., realnie uobecnia się ta niepojęta miłość, jaka została nam okazana
przez krzyż Chrystusa. „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał
życie wieczne” (J 3, 16). „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas
życie swoje” (1 J 3, 16).
Dzisiaj, kiedy część katolików zaczyna zaniedbywać coniedzielną Mszę św.,
trzeba nam sobie przypomnieć szczególnie o tajemnicy tej Bożej miłości,
jaką zostaliśmy obdarzeni w Chrystusie i która się uobecnia na Jego
ołtarzu. Nie łudźmy się: odchodząc od źródeł miłości i świętości, odchodzi
się od samego Chrystusa.
7. Zatrzymaliśmy
się dziś przy słowach królewskich ślubowań Jana Kazimierza, od których
dzielą nas z górą trzy stulecia. Odchodząc z tej stacji papieskiego
pielgrzymowania w kierunku naszych zadań i przeznaczeń, nie zapominajmy
przedwiecznej Bożej Mądrości, która stanowi o prawdzie i o znaczeniu
ludzkiego bytowania w każdym czasie i na każdym miejscu. Nie pozwólmy
sobie wyrywać tych korzeni, jakie Boża Mądrość zapuściła w naszych
dziejach i w naszych duszach.
Nie pozwólmy zagubić dziedzictwa, na którym spoczął znak wiecznego
zbawienia.
„Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały w mieście Boga naszego. Jego
Góra święta, wspaniałe wzgórze, radością jest całej ziemi (...). [niech]
Bóg je umacnia na wieki” (Ps 48 [47], 2. 9).
Na zakończenie Mszy św. Jan Paweł II
powiedział:
Drodzy Bracia
i Siostry,
Zanim odejdę
z tego miejsca, do którego codziennie pielgrzymuję w modlitwie, zanim
odejdę w dalszą pielgrzymkę po Polsce, pozwólcie, że raz jeszcze pozdrowię
was wszystkich tutaj zgromadzonych, was wszystkich z tego skrawka dawnej
archidiecezji lwowskiej, który przez dziesiątki lat nosił tytuł
archidiecezji w Lubaczowie i miał swoich pasterzy, wikariuszów kapitulnych
i administratorów apostolskich, którzy nosili w sobie dziedzictwo,
sukcesję apostolską tego prastarego Kościoła metropolitalnego we Lwowie,
założonego w XIV w. — sześć stuleci. Was wszystkich z tej archidiecezji
w Lubaczowie szczególnie tutaj serdecznie pozdrawiam wraz
z przedstawicielami władz: i przemyskich, i lubaczowskich. Pozdrawiam
wszystkie parafie, pozdrawiam waszego nowego administratora, który przejął
jurysdykcję z rąk obecnego arcybiskupa lwowskiego. Pozdrawiam również
wszystkich i dziękuję wszystkim, którzy tutaj są z całej Polski, przede
wszystkim z bliskiego sąsiedztwa: z Przemyśla, z Lublina — z pasterzami
tych Kościołów.
Pozdrawiam cały
Episkopat z księdzem prymasem na czele, cały Episkopat Polski, który tutaj
dzisiaj ze mną koncelebruje i pielgrzymuje przez Polskę, idąc za tym
hasłem: „Bogu dziękujcie, Ducha nie gaście”. Ale — drodzy bracia i siostry
— jakżeż stąd nie ogarnąć szczególną miłością, nie przyjąć szczególną
otwartością serca tych wszystkich, którzy przybyli stamtąd — spoza granicy
politycznej — wszystkich naszych braci i siostry obu obrządków,
a wędrowali czasem piechotą, z trudnościami, ażeby tu być, na tym miejscu,
i uczestniczyć w tym historycznym spotkaniu. Wśród nas, którzy ich
przyjmujemy i pozdrawiamy, są też reprezentacje uczelni i akademii
katolickich i kościelnych z Lublina, Krakowa i Warszawy. Bardzo im
dziękujemy za ich obecność, zwłaszcza skoro gospodarz tego spotkania,
obecny arcybiskup lwowski, przez tak długie lata był rektorem Akademii
Teologicznej w Krakowie. Więc tych braci naszych i siostry szczególnie
tutaj serdecznie witamy, jeśli tak można powiedzieć: przygarniamy do tej
naszej kościelnej wspólnoty, prastarej, a równocześnie na nowo
ukształtowanej.
W szczególny sposób witamy wszystkich kapłanów i wszystkie siostry
zakonne, i braci zakonnych, którzy już tam rozpoczynają od podstaw pracę
ewangelizacyjną, katechetyczną, duszpasterską. Niech im Bóg w tej pracy,
pionierskiej doprawdy, błogosławi. Wreszcie droga jest nam obecność tutaj
biskupów z tamtej strony, którzy także dzisiaj koncelebrują. Jaką wymowę
ma dla nas fakt, że od niedawna dzięki nowej sytuacji prawnej i
międzynarodowej na nowo mamy biskupstwo w Kamieńcu Podolskim,
w Żytomierzu, a z arcybiskupem Lwowa jest tutaj dwóch współpracowników
jego biskupiego urzędu: pragnę powitać najpierw seniora, któż go nie zna —
ojciec Rafał! Przez tyle lat, dziesięcioleci, przez tyle cierpień
i upokorzeń wierny stróż tego skarbu, tego znaku tożsamości Kościoła,
jakim jest prastara lwowska katedra łacińska. A drugi — młody. Cieszymy
się z tego, że jest. Wszyscy go nazywają „księdzem Markiem”, a więc i ja
też go tak nazwę, chociaż podobno imię jego prawdziwe brzmi nieco inaczej.
Nie wiem, kiedy będzie mi dane odwiedzić Lwów i tamte ziemie, i tamten
Kościół, ale wiem na pewno, że wy, drodzy bracia, z waszym nowym
arcybiskupem — nowym i dawnym — macie przed sobą ogromną pracę. Jednak
jest to „żniwo wielkie i pracowników mało”, ale radujmy się, że jest to
żniwo, że nie wszystko się dało wykorzenić do końca, że to wszystko na
nowo kiełkuje, rośnie, owocuje i czeka na tych pracowników żniwa. Niech
wam Bóg błogosławi w tej całej pracy w prastarej Pańskiej winnicy, która
się odnawia i którą trzeba na nowo uprawiać. My będziemy z wami i jesteśmy
z wami. Tu po tej stronie, bo królestwo Boże przechodzi przez wszystkie
granice, jest uniwersalne.
Dziękujmy Panu Najwyższemu za to, że ta uniwersalność Kościoła, w którym
królestwo Boże się przygotowuje tu na tym świecie, że ta uniwersalność
mogła się przejawić za naszą wschodnią granicą, nie tylko tu, na południu,
ale także i bardziej na północ, na Białorusi i w Rosji samej,
i europejskiej, i azjatyckiej, i w Kazachstanie. Ze zdumieniem dowiadujemy
się, że są tam biskupi, a jeżeli są, to znaczy, że są tam owczarnie, że są
tam wspólnoty, że czekają na tych biskupów, tak jak czekają na kapłanów.
To są wszystko wielkie dzieła Boże.
Z pewnością przy tym wielkim dziele Bożym, tak jak i przy tym małym,
w Kanie Galilejskiej, gdzie wina zabrakło, jest też obecna Pani Łaskawa,
Matka Boga Łaskawa, z katedry lwowskiej. Ty, Matko, z tylu sanktuariów na
prastarych ziemiach ruskich i głęboko w Rosji, wśród tych swoich ikon
jesteś obecna i czuwasz, nie pozwalasz, żeby zginęły, i odradzasz,
i torujesz po macierzyńsku drogi Twojemu Synowi, powtarzając wciąż: „Co On
wam każe, to czyńcie”. Zaczyna się jakaś epoka, w której Wschód — bliski
i daleki Wschód — zacznie słyszeć to słowo z Kany Galilejskiej, które tak
stale powtarzamy, zwłaszcza na Jasnej Górze: „Co On wam rzecze, to
czyńcie”, że zacznie wsłuchiwać się w to słowo, zacznie je przyjmować,
zacznie za nim iść. „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty jeden masz słowa życia
wiecznego!” A człowiek wszędzie jest do życia wiecznego stworzony i czeka
na posłannictwo życia wiecznego. Im bardziej mu horyzonty tego życia
zacieśnili, ograniczyli do doczesności, do wymiaru materializmu,
obowiązującego materializmu, administracyjnego materializmu, tym bardziej
się otwiera na potrzebę życia wiecznego: „Ty jeden masz słowa życia
wiecznego”. Jesteśmy wdzięczni Bogu i ludziom za to, że ta prawda
o człowieku, taka wielka, taka zarazem podstawowa, a tak długo przeoczona,
znalazła zrozumienie. A Kościół jest uniwersalny.
Od wczoraj przeżywamy tu wielką radość spotkania z naszymi braćmi
katolikami obrządku wschodniego, dawniej się mówiło „grekokatolicy”,
obecnie: obrządek bizantyńsko-ukraiński. Cieszymy się, że od wczoraj
mogliśmy razem z nimi być w Przemyślu, gdzie od sześciu stuleci mają swoją
stolicę biskupią, i że dziś możemy z nimi być, że jest tutaj ich
przedstawiciel, drogi nam biskup Sofron Dmyterko ze Stanisławowa,
a wczoraj było więcej (z samym arcybiskupem większym, kardynałem
Lubacziwskim na czele), zarówno w Przemyślu, jak i tutaj w Lubaczowie.
Radujemy się z tego, drodzy bracia — nasi bracia w jedności Kościoła, nie
tylko w jedności wiary Chrystusowej, ale w jedności Kościoła, w jedności,
której znakiem jest Piotr i jego sukcesja rzymska — że wy, drodzy bracia,
także wyszliście z katakumb i że odbudowujecie wasze życie kościelne.
Życzymy wam w tym błogosławieństwa Bożego i wszystkiego tego samego, czego
życzymy Kościołowi łacińskiemu za Sanem, za Zbruczem i wszędzie, gdzie ten
Kościół z powrotem wraca do życia, gdzie odnajduje swe posłannictwo, gdzie
odnajduje tych, którzy są posłani, tych, którzy służą Ewangelii
Chrystusowej, gdzie odnajduje także serca otwarte na słuchanie słowa Bożej
prawdy. Cieszymy się, wszystkim dziękujemy.
Tu wyrażam — bo to miejsce szczególnie się tego domaga — tę moją radość
i wdzięczność, a osobno jesteśmy wdzięczni, że zechciał tutaj z nami być
także jako najwyższy przedstawiciel Episkopatu austriackiego kardynał
arcybiskup Wiednia ze swoim biskupem pomocniczym. Vergelt’s Gott
[Bóg zapłać — red.], Herr Kardinal! Nie mówię już o Rzymie,
o współpracownikach przy Stolicy Apostolskiej, poczynając od sekretarza
stanu, bo ci wszędzie są ze mną, nie puszczają mnie na krok, zarówno
w Rzymie, jak i w świecie.
Bóg zapłać wszystkim. Chwała tej przedwiecznej Bożej Mądrości, która
jest równocześnie Opatrznością obejmującą wszystko od krańca do krańca. Tu
na tym krańcu dokonały się dzieła i objawiły znaki tej Bożej Opatrzności.
Niech będzie chwała Tobie, Ojcze, Synu i Duchu Święty! Niech tę naszą
chwałę wyrazi najpełniej Ta, która się stała przybytkiem Bożej Mądrości,
nasza Pani i Matka Łaskawa — łaskawa dla nas.
wstecz
Mapa witryny
do góry |